niedziela, 3 czerwca 2018

ROZDZIAŁ 1 - PRZETRWANIE




Czy wszystko w tej szkole musiało być coraz to dziwniejsze? Czy proszenie o przynajmniej pozory normalności, to już za dużo? Jakim cudem ta dziewczyna ostała się tutaj. Jakbym była na jej miejscu, to na pewno od razu już by mnie zamknęli w izolatce i kazali zastanawiać się nad własnym zachowaniem. Naprawdę tak robili. Nie kłamałam. Ani nie przesadzałam. Jak wspominałam wcześniej, ta szkoła preferuje średniowieczne podejście.
Dźwięk dzwonka przypomniał mi o zajęciach.
Szybko pobiegłam na kolejną lekcję. Musiałam oprzeć się pokusie, by pójść jej poszukać. Musiałam wykonać swoje obowiązki. Już i tak wystarczy mi, że musiałam zmywać naczynia po lekcjach.
Dotknęłam lodowatej klamki i po krótkiej chwili wahania, weszłam do klasy.
***
Pięć minut. Skrobanie pióra o kartkę. Szybkie bicie serca. Napięcie wyczuwalne w powietrzu. Dłoń mi drżała, przez co z trudem utrzymywałam pióro. Próbowałam się skupić, ale im mocniej o tym myślałam, tym trudniej było mi to zrobić. Skończ to przynajmniej. Nie pozostaw pustego miejsca. Przynajmniej napisz cokolwiek.
Trzy, dwa, jeden…
– W porządku – nauczycielka, klasnęła w dłonie a nasze kartki, poleciały na biurko. Zrezygnowana jeszcze bardziej, niż byłam, nawet nie chciałam wracać na stare miejsce, które musiałam zmienić na czas kartkówki. Po prostu wyciągnęłam książki. Zaczęłam coś kreślić na brzegach kartek, nie zwracając uwagi na to, co nauczycielka, zaczęła właśnie tłumaczyć.
Jak zwykle mi nie poszło. Nie, żeby to jakkolwiek mnie zdziwiło. Kolejny – i na pewno nie ostatni – punkt do mojej listy rozczarowań.
W następnym tygodniu zaczynały się egzaminy. Nic nie przerażało mnie bardziej niż to. Co roku robią ten koszmar uczniom, sprawiając, że ich pewność siebie spadała do zera albo jak u mnie – jeszcze niżej. Kompletnie nie widziałam siebie na nich. Na wszystkich polegnę. O testach pisemnych nawet nie chciałam myśleć. Po nich to mogłabym już się pożegnać z tytułem czarownicy. Gdyby nie to, że rodzice, prawdopodobnie by się z tym pogodzili, to niestety reszta społeczeństwa – nie. Tutaj każdy musiał to zdać. Nie było opcji, byś tego nie zrobiła. To po prostu wstyd dla ciebie a tym bardziej dla rodziny. Nie mogłabym im tego zrobić. Już wystarczy, że byłam pośmiewiskiem w podstawówce. Choć raz chciałam nie być problemem dla innych.
Lekcja dobiegła końca. Z ulgą wyszłam na korytarz, licząc, że nie spotkam, znowu kogoś podejrzanego. Nadal zastanawiałam się, dlaczego wcześniej nie widziałam tutaj tej dziewczyny? I ta postać obok niej…
– Cecylia?
Odwróciłam się i zobaczyłam niższą ode mnie dziewczynę z tęczowymi włosami. „Znowu ona...”
– Hej Melody. Jak tam? – uśmiechnęłam się. Przewróciła oczami i chwyciła mnie za dłonie, zbliżając do siebie.
– Nie oszukasz mnie. Ważniejsze pytanie to… Co tam u Ciebie?
     Przez jej szare, przenikliwe oczy, speszyłam się i odwróciłam wzrok. Jak ja nie lubiłam, jak to robiła. Wiedziałam, że nie panuje nad tym, ale za każdym razem, gdy za mocno się podekscytowała, albo chciała komuś pomóc lub wyciągnąć coś od kogoś, nieświadomie wchodziła w czyjś umysł, kontrolując go. Na mnie to oddziaływało ze dwojoną siłą.
Chrząknęłam.
– Znowu to robisz…
Spojrzała na mnie z nic nierozumiejącym wzrokiem. Błoga nieświadomość. Westchnęłam. Naprawdę ją polubiłam w ostatnim czasie (to nie tak, że przez resztę lat byłyśmy zagorzałymi wrogami) Jakoś w ostatnim czasie nie drażniła mnie tak bardzo. A może po prostu zobaczyłam w niej trochę człowieczeństwa? Nie miałam siły ponownie tego tłumaczyć, więc po prostu zaprzeczyłam i powiedziałam, że wszystko w porządku.
Nie była przekonana.
– Ale wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda?
„Gdybyś nie była, tak zakręcona, jak bączek, to może i bym do Ciebie podeszła”, Ale nie winiłam jej za to. To w niej uwielbiałam. Czasami była męcząca, ale warto było mieć ją przy sobie. Poza tym nie chcę się wpakowywać w bliskie znajomości. To za bardzo boli.
– Tak, tak, jasne… – poklepałam ją po ramieniu. – Jestem tego świadoma. Dzięki.
Uśmiechnęła się rozpogodzona. Tak trzeba było się z nią obchodzić. Jej pamięć bywała gorsza od motyla, więc cokolwiek jej się mówiło i tak zapominała, a przynajmniej mogłam ją uszczęśliwić. Ruszyłam w kierunku pokoju. Miałam pół godziny do następnej lekcji. Musiałam się przebrać i wziąć strój do zmywania naczyń. Aż mnie ciarki przeszły. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Mogliby choć raz przymknąć uwagę na to spóźnienie. Raz zaśpisz, a oni od razu już Cię tak karzą.
Weszłam do pokoju trzynastego. Ominęłam stertę rzeczy, porozwalanych na podłodze, których nie miałam jeszcze czasu uporządkować. Wzięłam potrzebne ubrania i szybko się przebrałam. Do torby włożyłam resztę przedmiotów. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju. Jedno biurko w kącie. Naprzeciwko łóżko. Szafa przy drzwiach. Całe szczęście mogłam zamontować tutaj półki na książki. Inaczej za nic nie czułabym się tutaj jak u siebie. Nie chciałam tutaj być. Wszędzie już byłoby lepsze niż to.
Wyszłam i skierowałam się na pola.
Były to zajęcia dodatkowe. Gdy dowiedziałam się na początku roku, cztery lata temu, że musiałam przystąpić na jakieś dodatkowe zajęcia, które miałyby mi pomóc w przyszłości, ani chwilę się nie zastanawiałam. Nie miałam zamiaru pod żadnym pozorem pomóc społeczności czarownic, więc za nic nie chciałam iść w politykę, czy też w nauczanie itp… Wolałam iść w poznanie magicznego świata. Dlatego też poszłam na te zajęcia.
Kiedy już dotarłam na łąki, wszyscy już się przygotowywali. Podeszłam pod drzewa jak najdalej od wszystkich i wyciągnęłam różdżkę. Nie chciałam im przeszkadzać. Dzisiaj był bardzo ważny dzień, dlatego też każdy był poddenerwowany i nie chciał z nikim rozmawiać. Woleli się skupić. Całkowicie to rozumiałam. Poprawiłam jeszcze bluzkę i wysokie buty, gdy na środek przyszła niska, trochę pulchniejsza nauczycielka. Uśmiechnęła się szeroko. Jej optymizmu można by pozazdrościć. Kazała nam podejść do niej.
– Dobra skarby. Wiecie już jak zapanować nad tymi stworzeniami. – na te słowa rozeszło się marne jęczenie. „Kto wiedział, to wiedział” Pomimo wielu lat i tak łatwiej powiedzieć, niż zrobić to w praktyce. – Tak, tak wiem… Nie możecie się tak łatwo poddawać! Dzisiaj będziecie mieć jeszcze bliższe doświadczenie z nimi. Ktoś chętny?
Zanim się spostrzegłam, wszyscy odsunęli się do tyłu, a sama zostałam na środku.
– Do odważnych świat należy, kochana! – podeszła do mnie i poklepała mnie pocieszająco po plecach. Tak. Właśnie tak. Tak się powinno pocieszać ludzi. Wcale nie pogarszało to sytuacji.
Ruszyłam za nią, w myślach próbując przypomnieć sobie, wszystko, co dotychczas nauczyłam się o tych stworzeniach.
Musiałam być spokojna, a zarazem pokazać, na co mnie stać. Nie mogłam dopuścić, by zdobyły nade mną kontrole, ale też nie mogę ich całkowicie przejąć. Liczy się współpraca. A i uważać przy okazji by mnie nie rozszarpali. Tak… Bułka z masłem.
– Gotowa?
– Yhm…
Chciałam być, ale nie mogłam wyrzucić tego małego głosiku z mojej głowy, który mówił mi: „Ratuj się, póki możesz! I tak zawiedziesz!!!” Najważniejsze to wierzyć w siebie, co nie?
Nagły wstrząs przywołał mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się wystraszona i to już był mój błąd. Nie byłam spokojna.
Pomimo poruszających się gałęzi przez wiatr oraz delikatnego szumu rozmów z klasy nic innego nie słyszałam. To mnie przerażało jeszcze bardziej. Rozglądałam się wokoło, próbując znaleźć tę bestię.
Niespodziewanie jakiś kształt pojawił się po mojej prawej. Spojrzałam tam, ale byłam za wolna. Jego pazury drasnęły moje ramię. Odskoczyłam i syknęłam. Zatrzymałam dłonią Panią, która chciała już to powstrzymać. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam go oswoić. Tego jednego nie mogłam zepsuć.
     Wielkie, potężne, czworonożne zwierzę stało naprzeciwko mnie. Oddychało mocno a z jego nozdrzy, wydobywała się para. Całe jego ciało pokryte było piórami. Łapy zakończone z ostrymi pazurami nerwowo przebierały w miejscu.
     „Jaka niesamowita siła”.
Jest dobrze. Nie uciekł. Czyli są dwie opcje. Albo uznał mnie za interesującą, albo chciał mnie po prostu zabić.
Ignorując jego motywy, zaczęłam krążyć, wyprostowana wokoło. Nie spuszczałam wzroku z jego napiętych mięśni, które w każdej chwili mogły na mnie skoczyć i rozszarpać. Zrobiłam kilka kółek, kiedy to, ku mojej radości do mnie dołączył. Teraz oboje krążyliśmy w kółko, czekając, kto zrobi pierwszy krok. Chwilę później zaczął chodzić odrobinę niżej, bardziej przyczajony. Dawał mi znaki. Uśmiechnęłam się. Przygotowałam się na atak. „No dawaj… Pokaż, na co Cię stać” Nagle skoczył z rykiem a ja, zrobiłam unik. Wyciągnęłam różdżkę i zamachnęłam się, wypuszczając strugę czerwonego światła. Pamiętałam, żeby zrobić to, na tyle delikatnie by go nie zranić a tylko ostrzec i odgonić. Zaskoczony odskoczył i spojrzał na mnie zaciekawiony. Ponowił próbę, ale znowu go odstraszyłam. Robiliśmy to kilka razy, aż w końcu się zatrzymał. Oddychaliśmy ciężko. Patrzył na mnie, oczekując kolejnego ruchu. To już ten czas. Schowałam różdżkę za pas i klękłam. W zasadzie powinnam usiąść bądź podejść do niego i wyciągnąć dłoń, ale nie miałam już siły. Poza tym kiedyś czytałam o oswajaniu w ten właśnie sposób. Zobaczymy czy jest dobry. W najgorszym przypadku będę musiała raz jeszcze to przechodzić ze zdwojoną siłą.
Nie podnosiłam wzroku. Dawałam mu wybór.
Coś chuchnęło mi we włosy. Przestraszona na chwilę podskoczyłam, wściekła na siebie. Pomimo tego stworzenie wciąż stało przy mnie. Spojrzałam na niego. Spokojnie przypatrywał mi się. Wyciągnęłam dłoń. Powąchał ją. Po chwili pozwolił się dotknąć.
Uśmiechnęłam się.
– To, co mały… Zaakceptujesz mnie?
W odpowiedzi podniósł głowę i parsknął mi w twarz. Odbiegł na drugi koniec pola, gdzie uważnie mi się przyglądał.
Zdezorientowana do końca nie wiedziałam, czy właśnie dobrze mi poszło, czy wręcz przeciwnie. Spojrzałam na resztę grupy i na nauczycielkę. Pokiwała z uznaniem i pokazała kciuk do góry. 

* Zajęcia to "Wiedza o Magii" - WoM

***
Hejka!
Tak oto moi drodzy doszliśmy do pierwszego rozdziału!
I po namyśle jednak będę wrzucała rozdziały co dwa tygodnie. Co tydzień to byłby jakiś masochizm z mojej strony.
Mam nadzieję, że się spodoba i jak zawsze zachęcam do czytania, komentowania i zapoznania się z zakładkami.
Następnego rozdziału oczekujcie 17 czerwca 2018.
Całuję, Mel <3
***


sobota, 19 maja 2018

PROLOG - ISKRA

     
     Czy kiedykolwiek poznaliście paskudne uczucie niesprawiedliwości? Kiedy ktoś lub coś zostało Wam brutalnie odebrane? Nie mieliście wtedy prawa głosu. Czuliście się jak dzieci. Bezradni. Jedyne co mogliście zrobić to patrzeć i zadawać sobie pytanie „Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie ktoś inny?” Czy poczuliście się wtedy samotnie? Jakby cały świat się od was odwrócił? Zostaliście pozostawieni na pastwę losu…
     Jednak za każdym razem pomyślcie, że to samo przechodzi ktoś inny. Może nawet w tym samym momencie. Nie ważny jest wiek, narodowość czy płeć. Oni wszyscy czują to samo.

Tak samo cierpią.


   Stukałam palcem o blat stołu, wybijając rytm melodii z głowy. Mój wzrok przelatywał od alfabetów na ścianie po dziecinne rysunki, które każdy rodzic uznałby za dzieła sztuki. Cała klasa ani trochę nie zachęcała dzieci do poznawania nowych rzeczy oraz uczenia się. Bardziej skłaniała do ucieczki, jak i również błagania matek do zostawania w domu.
    Skierowałam wzrok na środek sali gdzie pod tablicą młoda kobieta, tak po trzydziestce, uśmiechała się szeroko. Miała za chwilę pokazać coś niezwykłego. Wszyscy niecierpliwie pochyleni byli do przodu. Byłam jedyną, która całą sobą była z dala od tego wszystkiego. Myślałam o parze ptaszków, siedzących na gałęzi. Wtulonych w siebie. Wydawałoby się, jakby żadna siła nie była w stanie ich ruszyć.
     Znienacka z zamyślenia wyrwał mnie pełen zachwytu okrzyk klasy. Przed moim nosem pojawił się mały koliberek. W tym czasie na środku sali pani wymachiwała, różdżką przywołując, strugi światła. Uśmiechnęłam się do ptaszka. Kiwnął mi główką i rozpłynął się w powietrzu. Zachwycona próbowałam pojąć wszystko, co działo się w pomieszczeniu. Przed nami pojawiały się magiczne stworzenia. Od feniksów przez jednorożce, do nawet i smoków! Co do tych ostatnich. Wywołały one strach u dzieci, więc czarownica szybko zareagowała. Uśmiechając, się zamieniła, złego smoka w małego, niegroźnego motylka. Okrzyk zachwytu ponownie rozbrzmiał w klasie. Sama w nich uczestniczyłam. Magia jest przecudowna!
     – To, co kochani? Teraz wy coś może zaprezentujcie?
     Każdy nie mogąc, się doczekać zaczął, się wyrywać. Oprócz mnie. Nie sadziłabym była na to gotowa. Stresując, się zacisnęłam, palce na różdżce pod ławką. Wychowawczyni uciszyła gromadę. Po chwili spojrzała na mnie.
     – To może Cecylia?
   – A może ktoś inny? – mruknęłam, przenosząc, wzrok od sufitu pod ścianę. Jak nigdy zaczęła się mną interesować. Jak chciałam, być aktywna to nigdy mi nie pozwalała.
     – Oj chodź no tu. Na pewno dasz radę! Nie wstydź się!
     Nadal uważałam to za zły pomysł. Próbowałam się jakoś wywinąć, ale mi nie pozwoliła. Nauczycielki są straszne. W ten sposób wcale nie zachęcały ucznia do otwarcia się przed ludźmi. Wręcz przeciwnie.
     Po wielu oporach wreszcie wyszłam na środek. Raz jeszcze zerknęłam na panią wzrokiem „czy naprawdę muszę?”. Kiwnęła stanowczo głową. ZBYT stanowczo. No dobrze. Skupiłam się. Po chwili poczułam ciepło rozchodzące się od środka. Gdy rozeszło się po całym ciele, podniosłam głowę. Prawa dłoń poleciała do góry i obracając się, zaczęłam swój taniec. Sama się go nauczyłam. Pochodził z mojego serca. Naprawdę go kochałam. Czułam się wtedy szczęśliwa. Każdy obrót, wyciągnięcie ręki, zatrzymanie robiłam z ogromną dokładnością. Gdy już prawie zapomniałam o otaczającej mnie klasie, nagle poczułam to uczucie. Coś wielkiego było we mnie. Na sekundę wszystko się zatrzymało. Zobaczyłam otwarte usta i szerokie spodki zamiast oczu. Uśmiechnęłam się ku klasie i nagle przy mnie pojawiło się czerwone światło. Kierowałam nim i razem wirowaliśmy w rytmie naszej muzyki. Poczułam ogromną moc. Coraz mocniej, mocniej aż…
     – CECYLIA!!!
     Potknęłam się, upadając w rezultacie na ziemie.
     – Auł… – spojrzałam na wściekłą nauczycielkę. Co się stało? U każdego zniknął podziw. Zamiast niego pojawiło się coś nowego… Przerażenie. Zdezorientowana nie wiedziałam, co zrobiłam źle. Poczułam łzy zbierające się w oczach, jak zawsze, gdy byłam czymś przyciśnięta. Dlaczego mi to odebrała? Przecież się starałam. Wszystko zrobiłam dobrze. Potrząsnęłam głową. – Co zrobiłam źle?
     Na dźwięk mojego oskarżającego tonu zmarszczyła nos. Jakby zobaczyła brudnego, bezdomnego kota, stojącego przed nią i proszącego o pomoc. Odpowiedziała, przedrzeźniając mnie bardzo wysokim tonem.
     – Co zrobiłam źle? Co ZROBIŁAM ŹLE? Ty się jeszcze pytasz?! Jak śmiesz używać tej magi tutaj!?! Że ci nie wstyd.
     Kompletnie nic nie rozumiałam. Nie rozumiałam, chociaż porozumiewałyśmy się podobno tym samym językiem.
     Cichym głosem zaryzykowałam.
     – Dlaczego ta Magia jest zła?
     Podniosła mnie brutalnie, nie dając tego poznać. Już chciałam się jej wyrwać, kiedy nagle znikąd poklepała mnie po głowie. Uśmiechnęła się, jakby to, co się przed chwilą stało, w ogóle się nie wydarzyło.
     – Och słoneczko… To po prostu bardzo zła magia. Ludzie wariują przez nią. Jest bardzo niebezpieczna. Dorośli nie dają sobie z nią rady, a co dopiero takie małe dziecko jak ty. – uszczypnęła mnie w policzek. – Nie powinnaś jej używać. A teraz już usiądź.
     To nie ma sensu. Przecież uczyli mnie, że każda magia jest dobra. Więc dlaczego akurat ta jest nagle zła? Poszłam, tak jak powiedziała, ale przy ławce stanęłam. To nie dawało mi spokoju.
     – Proszę Pani… – nasze spojrzenia się zetknęły. Wydawało mi się, że powietrze stężało. Pomimo tego zaryzykowałam pytanie. - Ale od kiedy miłość jest zła?
     W klasie zapadła cisza. Nikt nie odważył się nawet wziąć oddechu. Nauczycielka pojawiła się przede mną z prędkością światła. Za jej okularami zobaczyłam wściekłe ogniki. Moje ciało zostało sparaliżowane przez strach. W jednej chwili zamachnęła się różdżką. Przestraszona zakryłam się rękoma. Gdy myślałam, że już po mnie, po chwili usłyszałam śmiechy. Powoli otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy się śmiali. Śmiali ze mnie. Kobieta nachyliła się do mnie i szepnęła.
     – Nigdy nie wspominaj tutaj o miłości. A teraz migiem do dyrektorki.
     Pomimo świadomości, że jestem jej uczennicą i teoretycznie nic złego nie mogłaby mi zrobić, moje nogi zmiękły a sama ledwo, zmusiłam się do ruszenia. Zobaczyłam w jej oczach coś mrocznego. Coś, co żadna opiekunka nigdy nie powinna ukazywać. Przerażona skierowałam się ku wyjściu. Stanęłam przed drzwiami. W odbiciu w szybie zobaczyłam zapłakaną, całą czerwoną twarz z oślimi uszami do kompletu. Zagryzłam wargę. W drodze do dyrektorki cały korytarz wypełniony był moim szlochem.


Siedem lat później


      Na korytarzu rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy co nie chcieli się spóźnić byli już dawno w klasach. Szkoła pogrążyła się w pięknej ciszy. I tak powinno być. I tak mogłoby, by być… Gdyby nie to, że zaspałam!
     Zdyszana leciałam na złamanie karku przed siebie. Przeskakiwałam, schodki o kilka stopni a na zakrętach ledwo się nie wywracałam, Wszystko przez to, że wszyscy coś chcieli ode mnie wczoraj. Jak nie profesorowie to inne dziewczyny. Wszyscy nagle przypomnieli sobie o moim istnieniu. Przez to zapomniałam o budziku i zaspałam. „Teraz się spóźnię i co?” Pewnie będę musiała myć naczynia przez następne dwa tygodnie. Tylko nie to! Już i tak z niczym nie wyrabiam. Zrozpaczona wyobraziłam siebie przy garach. Czy może być coś gorszego niż to? Wpadłam do klasy. Szybko zbadałam sytuacje, a mianowicie, czy już miałam padać na kolana, czy mogłabym przynajmniej jeszcze trochę oszczędzić swojej „godności”. Jeśli jeszcze w ogóle coś takiego posiadam. Nie zauważyłam żadnego nauczyciela. Zaskoczona, jakby nigdy nic, usiadłam na swoje miejsce. A raczej padłam.
      – Ach… Nigdy więcej… – jęknęłam. Czułam jak moje uda, skurczyły się w sobie i udowadniały sobie, które potrafi bardziej.
     – O hej! – podniosłam wzrok. Zoe, o dwie klasy gorsza ode mnie*. Chuda, wysoka brunetka z piwnymi oczami. Trochę nieśmiała, ale dobra w astronomii i matmie. W skrócie dobry materiał na czarownice. Odsuwam się, by zrobić jej miejsce.
     – Hej. Gdzie profesorka?
     Wyciągnęła książki.
     – Nikt nie wie, ale masz szczęście. Gdyby była punktualnie to…
     Nagle na środku coś wybuchło. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Z obłoku pyłu, pojawiła się, nie kto inny, jak Pani Profesor.
     – ZAWSZE jestem punktualnie. – odpowiedziała dumnie. – Panno Heartick?
     Wyprostowałam się.
     – Jestem!
     – Świetnie! Wolisz zmywanie naczyń czy pranie ubrań?
     Uśmiechnęła się chytrze. Zachowywała się jak kot, który złapał bezbronną myszkę. Właśnie w tym momencie zrozumiałam, że zawsze może być gorzej.
     – No chyba nieee… – jęknęłam znowu, odchylając się do tyłu i opadając na oparcie.

***

    Nie ma nic lepszego od świeżego powietrza, po kilku godzinach okropnych, nudnych lekcji. Ta chwila, gdy możesz po prostu sobie wyjść. Spokojnie sobie pomyśleć, jest niezastąpiona.
       Usiadłam na ławce. Pogoda była idealna. W tle śpiewały sobie ptaszki, kojąc mnie śpiewaną melodią. Delikatna bryza rozwiewała moje włosy. Spojrzałam w niebo, które było idealnie niebieskie bez żadnej chmurki.
     Westchnęłam. Bałam się pomyśleć, ile czasu wolnego mi zostało. Wszystko w tej szkole było zaplanowane co do ostatniej nitki. Lekcje, czas wolny, przyszłość uczniów. Z tak pewnym planem ktoś mógłby powiedzieć, że może być już spokojny. Przecież przynajmniej wie, co ma robić, a jego przyszłości nic nie zagraża. Tylko za jaką cenę? Podążamy ślepo za naszymi wytycznymi… a co dalej? Czy to wszystko wbrew naszej woli naprawdę nam pomoże, czy wręcz przeciwnie – zaszkodzi. Można byłoby się nad tym rozwodzić i głowić, ale nie ma to większego sensu. Tak jak ryby i dzieci, my uczniowie głosu nie mamy. Rodzice posłali nas do tej średniowiecznej szkoły, tak jak wcześniej ich rodzice wysłali ich. Zaletą dla szkoły na pewno jest brak konkurencji. Jest to jedyna Akademia Magii dla dziewcząt. Dobrze zrozumieliście. Dla dziewcząt. Zero chłopców, zero tematów na ich temat i kompletny zakaz mówienia o „miłości”. Surowe zasady. Chciałabym powiedzieć, że je rozumiem, ale byłoby to czyste kłamstwo. Nie rozumiem, dlaczego na każdej lekcji wpajają nam, że czarownica jest samowystarczalna, nie potrzebuje nikogo, a zwłaszcza takiego rzepa, jakim są faceci. Wiecie fajnie, że podnoszą nam samoocenę i w ogóle, ale to czyste zakłamanie. Jesteśmy czarownicami, a nie jakimiś boginiami. Każdy, potrzebuje swojej drugiej połówki a ograniczanie pola widzenia na różne sprawy, nie jest w porządku. Powinniśmy mieć prawo, same zdecydowania o swoim światopoglądzie. Odbieranie tej możliwości jest równie okrutne, jak więzienie kogoś w wieży. Podobno tę zasadę stworzyła nasza „ukochana” dyrektorka. Pogłoski mówią, że jest tak wiekowa, jak i sama ta szkoła. Czyli w wielkim skrócie, BARDZO. Wszyscy mówią, że to ona oficjalnie stwierdziła, że mężczyźni to same problemy. Za każdym razem zastanawiam się, co ją do tego podkusiło? Co było ognikiem dla jej nienawiści. KTO był na tyle odważny, by ją zranić. Jednak zapytanie jej o to, byłoby równie niebezpieczne i nietaktowne jak wrzucenie warzyw smoku… Na diecie. Dlatego też każdy z nas nie jest na tyle lekkomyślny, by o tym mówić. Nawet jeśli znalazłyby się tak odważne osoby, to długo nimi nie zostawały. Nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, który po wyjściu z pokoju dyrektorki śmiało mówił coś na „zakazane tematy”. Po całym dziedzińcu rozległ się głośny dźwięk oznajmiający, by powoli kierować się ku klasom.
     Poczułam, jakbym miała zaraz się skulić w kącie. Pod żadnym pozorem nie chciałam tam wracać. Po wielkiej walce ze samą sobą nareszcie wstałam. Westchnęłam. Otrzepałam się z pyłku. Poprawiłam spódniczkę i ruszyłam ku potężnym drzwiom.
     Czy uważam te zakazy za okropne albo smutne? Trochę. Kiedyś jeszcze mnie to bolało, ale z czasem życie nauczyło mnie techniki twardej skóry. Jeśli jej nie poznaliście, to wkrótce się sami przekonacie. Nie dopuszczam wiele do siebie. Może nawet to i lepiej? Kto wie, co mogłoby się stać.
     Gdy otworzyłam drzwi i chciałam wejść, nagle na kogoś wpadłam. Podniosłam szybko głowę, by zobaczyć, na kogo wleciałam, a zarazem przeprosić.
     Wtedy nasze spojrzenia się zetknęły. Dziewczyna trochę niższa ode mnie z rudymi, krótkimi włosami o szarych oczach – której jeszcze nigdy, tutaj nie widziałam – patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i zaciekawienia. Nie potrafiłam się ruszyć. Coś mi mówiło, bym miała się na baczności. Rzadko miewałam takie przeczucie.
     Spróbowałam się otrząsnąć. Potrząsnęłam głową i przeniosłam wzrok na drugą postać, obok niej. Dokładnie nie widziałam jej twarzy przez kaptur, więc nie mogłam stwierdzić, na kogo patrzyłam. Jednak po sylwetce wywnioskowałam, że musiała być to jakaś dziewczyna bez żadnej figury i do tego z bardzo szerokimi barkami. Już chciałam zapytać rudowłosą o jej tajemniczą towarzyszkę, kiedy ona szybko rzuciła swoim delikatnym głosem.
     – Przepraszam – zanim się spostrzegłam, już jej nie było. Przez chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem mi się ona nie przewidziała. To było dziwne. Nawet jak na tę szkołę. I nawet jak na mnie.




* Każdy mag dzieli się na klasy według zdolności.



***

Witajcie!

Mówiłam, że tak łatwo ode mnie nie uciekniecie <3

Tak więc... Hejka wszystkim! Tutaj Mel.

Możecie mnie kojarzyć z yt albo DA lub z innych opowiadań. Cokolwiek xD Jak pisałam w zakładce "O mojej skromnej osóbce", będę te opowiadanie traktowała jako "rozpisanie" dla samej siebie. Uważam, że potrzebuję tego, a poza tym nic mi to nie zaszkodzi. Będzie to już moje trzecie opowiadanie, opublikowane w internecie. Mam nadzieję, że dobrze będziemy się bawić, i że się Wam spodoba. Polecam do zajrzenia we wszystkie zakładki, do obserwowania i polubienia strony na fb by być na bieżąco z rozdziałami i z moimi poczynaniami. Bardzo Was o to proszę <3

LINK DO STRONKI NA FB

Postaram się wrzucać to opowiadanie co dwa tygodnie, w niedziele. ( Jak na razie. Może przerodzi się to, na raz w tygodniu. Zobaczymy. ) Więc jeśli się spodobało, to możecie oczekiwać nowego rozdziału 3 czerwca 2018.

A i jeśli widzicie jakieś błędy, cokolwiek, możecie pisać, ale proszę bez przesady. Nie czepiajcie się najdrobniejszych błędów! Błagam.

Całuję, Mel.